piątek, 26 września 2014

Farby AS na Różanej...



Witajcie:)

najpierw słowo DZIĘKUJĘ:) 
Kochane Jesteście!!!
bardzo się cieszę, że moja Różana Pracownia przypadła Wam do gustu...
powiem Wam, że czuję się tutaj jak ryba w wodzie:)
niczego już nie szukam, wszystko ma tu swoje miejsce, a ja nie tracę czasu ...

Kochane dobra wiadomość!!!
Różana odebrała dyplom i otrzymała tytuł : TECHNIK FLORYSTA
ha  ha ha
kolejny etap w moim życiu zaliczony...




a teraz do pracy...
na pewno słyszałyście o farbach Annie Sloan...
 zakupiłam je jakiś czas temu i teraz są mi bardzo przydatne...
co prawda nie jestem specjalistom od renowacji mebli, ale 
na własne potrzeby postanowiłam spróbować...
oto część segmentu moich Rodziców...
kiedyś stała tutaj jeszcze jedna część cała oszklona, niestety 
ząb czasu uszkodził co nie co i teraz pozostał tylko dół...
lakier na drzwiczkach, góra zmasakrowana , typowy bufet...


plan jest taki: zetrzeć papierem warstwę wierzchnią, ale...
po co? przecież mam farby AS, a one nie wymagają żadnych obróbek...


no i tak się stało...
farby AS są dosyć gęste, więc rozcieńczyłam je wodą, gruby szeroki pędzel i do roboty...
poszło...
kolor Pure


górę przetarłam papierem ściernym o dosyć grubych ziarnach, 
na koniec wtarłam wosk " dąb przydymiony",
wosk nakładałam kilka razy i przecierałam tak, by
wydobyć z blatu szafy to co najlepsze...


aby upiększyć i wydobyć walory estetyczne mebla postawiłam na PASKI, które
ostatnimi czasy królują na Różanej...
taśma malarska, farba AS Chateau Grey i do pracy...



paski nałożyłam tylko na drzwiczki, ponieważ w głowie już kiełkował kolejny plan...
a może by tak różany transfer?
odszukałam w moich folderach wydruk i voila...:)




Farby AS to farby kredowe, więc żeby się nie osypywały, 
należy je koniecznie zabezpieczyć woskiem...
 wosk, nadaje farbie głębi i wszystko nabiera świeżości...

w drzwiczkach mebla  były zamki, niestety klucze "zgubił czas":)
ale to nie dramat, bo mój M zaradził, 
zakupił szybko piękne gałeczki, zamontował i sprawa załatwiona:)




jestem dumna, że udało mi się odnowić ten "rodowy" mebel...
na pewno nie jest wykonany profesjonalnie, ale próbowałam...
 podziwiam Tych, którzy parają się tym zawodowo...
efekt końcowy jaki widzimy, to masa Ich pracy i drogie środki do odnowy...
nie dziwię się, że ceny mebli po renowacji są takie horrendalne...

uff...
to już koniec...
jeśli macie ochotę na więcej, zapraszam na fb Różana Ławeczka:)


Buziaki:)



niedziela, 14 września 2014

Moje miejsce na ziemi...

zapraszam na Różaną Ławeczkę...


Witajcie...
od czego by tu zacząć?
najpierw podziękuję Wam za wszystkie komentarze i dobre myśli...
za to, że Jesteście i cieszycie się tym , co ostatnio się u mnie zmienia ...

to był bardzo długi miesiąc...
wiele rzeczy i spraw, które musiały być załatwione, masa pracy i w końcu...
nastał ten upragniony dzień, w którym mogę powiedzieć KONIEC!
co prawda są małe niedociągnięcia, ale
 niestety czas mnie goni, więc pozostawiam to na potem...

oto moja Różana Pracownia w całej okazałości...












serce mojej Pracowni to wielkie biurko...
marzyłam o dużej przestrzeni, która nie będzie mnie ograniczała...



i taką właśnie przestrzeń "odziedziczyłam":)
biurko było składane, blat był zrobiony z drewna bukowego, natomiast
nogi sosnowego...
kolor musiałam tak dobrać, by całość nie różniła się zbytnio, dlatego

przepraszam za niektóre zdjęcia, ale 
były robione na szybko i nawet nie zastanawiałam się, czy na nich coś widać...

blat biurka i nogi pokryłam rozcieńczoną farbą akrylową - kolor brązowy,
następnie na całość nałożyłam wosk i po przetarciu drobnym papierem ściernym
blat pomalowałam białym kolorem,
 kiedy już blat był zupełnie suchy, znów przetarłam, by odkryć piękne słoje drewna...






nogi, zaś potraktowałam trochę mniej drastycznie, ciemny wosk 
wyziera z pod suchego pędzla...





a teraz opowiem Wam o moich wieszakach...:)

 zawsze marzył mi się wieszak na tasiemki...
wcześniej nie było to możliwe, teraz i owszem...
poprosiłam mojego M, by poprzycinał mi stare dechy, które 
znalazłam przy wyprowadzce i pozbijał, 
to one posłużyły mi jako tło do szpul...
delikatna przecierka, kilka haczyków, drewniane wałeczki i tablica gotowa...




wybaczcie za bałagan, ale nie zdążyłam jeszcze uporządkować i nawinąć wszystkich tasiemek:)
a  tak bardzo chciałam go Wam pokazać...







 


ponieważ nad biurkiem zmieściła mi się tylko jedna półka, postanowiłam
wolne miejsce wypełnić kolejnym wieszakiem, tym razem z babcinej szafy...

jeszcze nie zdążyłam Wam wspomnieć, że jakiś czas temu zakupiłam
farby Annie Sloan tu,
są to farby kredowe i należy je zawsze zabezpieczyć woskiem za nim
będziemy wykonywać przecierki lub ozdabiać, dlaczego?
 ponieważ farba kredowa "pyli", czyli zachowuje się jak kreda...
ok ja nie o tym miałam pisać, a więc
wyciągnęłam wieszak z babcinej szafy i pomalowałam go moim ukochanym kolorem
Chateau Grey, to lekko szara zieleń, bardzo ciemna,
po zabezpieczeniu jej woskiem,
na wieszak naniosłam różany szablon, który króluje w mojej
Różanej Pracowni...












dzisiaj to na tyle...
następnym razem opowiem Wam o meblach, które przytłoczyły mnie swym ogromem pracy...

a tak na koniec moja już prawie jesienna Pracownia po zmroku, a w tle
słychać Hannę Banaszak i jej bossa nove








Buziaki:)

poniedziałek, 1 września 2014

"Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!...


leniwe poranki w Lipowej Dolinie


"Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!
Nie dójdzie Cię tu słońce, przyrzekam ja tobie
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cieni.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają,
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły,
Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep najpłodniejszy w hesperyjskim sadzie"
Jan Kochanowski - Na Lipę


Witajcie:)
Przywitałam Was dzisiaj piękną fraszką naszego polskiego wieszcza Jana Kochanowskiego,
to chyba najlepsza rekomendacja miejsca do jakiego zawitałam w ten weekend...

ponieważ razem z moją Przyjaciółką kończymy w tym roku 40 lat, postanowiłyśmy w ramach
prezentu wybrać się w podróż do Kazimierza Dolnego nad Wisłą...
chyba nie muszę dodawać, że to urokliwe miejsce na ziemi było zawsze moim cichym marzeniem...:)

co prawda 
to nasz pierwszy wypad bez naszych rodzin, więc troszeczkę nie czułyśmy się komfortowo, ale
jak to powiedzieli nasi M, potraktujcie to jako BABSKI WYPAD, który może się Wam już
nigdy nie zdarzyć...
więc rozgrzeszone ruszyłyśmy w drogę!!!

nie będę Wam opowiadała historii całego Kazimierza, chcę Wam pokazać 
to miasteczko oczami Różanej Ławeczki...
to co właśnie mnie najbardziej urzekło...

wjeżdżając do samego miasteczka zaskoczyła mnie architektura...
brak wieżowców, firmowych reklam, chaosu i ruchu samochodów, było dla mnie miłym zaskoczeniem...
patrząc na przechodzących ludzi, czuło się w powietrzu ogólne rozleniwienie...

naszą podróż po Kazimierzu rozpoczęłyśmy od spaceru po promenadzie wzdłuż Wisły...
nawet zafundowałyśmy sobie podróż barką po rzece...






Kazimierz Dolny
to ciche uliczki i piękne stare kamienice wzniesione z miękkiego wapienia...
to galerie, małe straganiki ze starociami...
to przepyszne Koguty z maślanego ciasta...





to studnie na małym Ryneczku z wodą pitną i ochłodą dla zmęczonych turystów


 to Kazimierski Pies, którego głaskając zapewniasz sobie powrót tutaj...
no i piękny Wąwóz Korzeniowy, gdzie w piękny słoneczny dzień 
można popodziwiać cuda natury...



będąc w Kazimierzu nie można zapomnieć o Górze Trzech Krzyży...
to bardzo wysoko położony teren, z którego roztacza się cudny widok na cały piękny 
Kazimierz Dolny...


czyż to nieurokliwe miejsce...
tutaj można odpocząć, popodziwiać piękne widoki i poczuć się jak u siebie...
patrząc na to miasteczko tam z góry, kolejny raz mogę potwierdzić leniwie, błogi stan...
kultura ludzi i miłe nastawienie do przybyłych z zewnątrz jest niepowtarzalne i rzadko spotykane już dzisiaj...



po "zachwycie kulturowym" głodne i spragnione spoczęłyśmy w 
Zielonej Tawernie
miejsce zaciszne z przepysznym menu...
to miejsce, gdzie można siąść pod jabłonką i dać odpocząć stopom...


...zioła w donicach, floksy i trawy...




po pysznym obiadku, koniecznie deser i mrożona herbatka...


a potem...
czas dojechać do celu naszego BABSKIEGO WYPADU...
... miejsca, w którym staje czas...

 Lipowej Doliny tu


to Raj na ziemi dla tych, którzy szukają miejsca by wyciszyć swoje emocje, posiedzieć, podumać...
Lipowa Dolina jest położona 4.5 km od Kazimierza...
aby tam dotrzeć trzeba dojechać przez lessowy wąwóz...
to miejsce schowane głęboko w lesie pełnym dębów, sosen i lip...
tak 100 letnich lip, o których wspomniałam we fraszce...
urok jaki się tu roztacza dookoła wprawił mnie w taki zachwyt, że oniemiałam...
leniwie rosnące słoneczniki, ptaki ćwierkające swe błogie trele...
zagroda pełna rustykalnych elementów, prawdziwa WSI WESOŁA, WSI SPOKOJNA...








ganeczek pełen sielskiego uroku...


przytulne miejsce w razie lekkiego deszczyku...


ławeczki, kładki, piwniczki...



a oto wnętrze miłe dla mych oczu, bo w moim ulubionym stylu...
uwielbiam te koguciki, sielskie obrazki...
wchodząc do domu LIPOWEJ DOLINY czułam  się tak jak bym była u siebie...
przemili Gospodarze od progu witali nas i zapraszali do siebie...


"leniwy" Salon  swymi puchatymi kanapami zachęcał do odpoczynku...
kominek i biblioteczka pełna ciekawych pozycji zapewniała miłe spędzenie czasu...
ha ha ha aż wstyd się przyznać, ale 
to tutaj poczytałam i  przejrzałam od początku do końca kilka pozycji 
M ja mieszkanie i Weranda...
w domu niestety nie mam nigdy czasu...



przestronna Jadalnia pachniała domowymi posiłkami, które
 urocza i przemiła Pani przygotowywała dla nas i innych tu przebywających Gości...



...na postarzonych regałach  stały pięknie oprawione musy zrobione z owoców zebranych w ogrodzie,
occtowe dynie, przekąski do mięs i sałatek...



a... i znalazły się przepyszne naleweczki własnej roboty, którymi "uraczeni" są Goście...



o Pokojach możecie sobie poczytać na stronce Lipowej Doliny, warto dodać tylko, że każdy pokój ma tutaj swoją nazwę i wystrój adekwatny do nazwy...
 pokażę Wam
widok z naszego Elfowego Pokoiku...


ponieważ słonko nas rozpieszczało swymi już jesiennymi promieniami, 
mogłyśmy pospacerować po okolicy pełnej łąk i lasów...




tutaj też po raz pierwszy zobaczyłam w jaki sposób uprawia się chmiel...




po tak udanym wypadzie
z naładowanymi akumulatorami i pełne wyciszenia duchowego,
 wracamy do naszej codzienności, która już nigdy nie będzie taka sama...


Buziaki:)