sobota, 25 lipca 2015

"Cichość" o zapachu lawendy...

 
Cicho... sza
Cicho...sza
 
Właśnie próbuję odnaleźć swój świat
Kiedy szukasz do mnie drogi,
ja Ci chętnie w tym pomogę
I może kiedyś się dowiemy,
czego tak naprawdę chcemy...
 
Witajcie:)
 
 
...i tak minęły dwa tygodnie od czasu kiedy mogę radować się moim nowiuteńkim tarasem...
DZIĘKUJĘ za przemiłe komentarze i cieszę się, że i Wam spodobał się mój tarasik, szkoda mi tylko Dziewczyn, które nie mają nawet malutkiego "wychotka" na świeże powietrze...
 
obiecałam Wam, że kiedy już sobie jako tako "ogarnę", pochwalę się,
 co czynię  właśnie dzisiaj...
przyznam się, że to jeszcze nie koniec upiększania, ale to już innym razem...
teraz jest jak jest i kiedy tylko mam czas, cieszę się
 tą moją " Cichością" jak go nazwałam...
 
*** 
  
zaraz po ostatnim poście, szybciutko pojechałam po fotele wiklinowe, by móc na nich sobie usiąść i odpocząć, przemalowane wyglądają o niebo lepiej...
do malowania użyłam farby olejnej, ponieważ wydaje mi się bardziej odporna na słońce i deszcz...
kiedy malujecie wiklinę, pamiętajcie o płaskim pędzlu, domaluje wszystkie szpary...
 


po środku postawiłam taborecik, który jakiś czas temu
 zakupiłam w komplecie trzech u Pana na starociach...
teraz
pomalowany farbami AS, zawoskowany i  przetarty
czyni powinności stolika tarasowego
 
 
w moich marzeniach, kiedy planowałam Cichość, były zawsze długie powłóczyste tkaniny, które miały oddzielać mój osobisty świat od zewnętrznego zgiełku...
dziś koronkowe firanki dodatkowo ocieplają mój zakątek, dodając romantycznego anturażu...
kiedy tylko mój osobisty M zawiesił karnisze, a ja odebrałam zasłony od mojej krawcowej, wiedziałam już, że całość nabierze łagodności, a
 belki czyniące niby zadaszenie, będą pięknie współgrały z resztą,
 co tu gadać same zobaczcie...
 
 
 
zapytacie, a co kiedy pada deszcz?
i tutaj sprawdziła się podpowiedź Pani pracującej w sklepie z tkaninami...
tkanina na zasłony zewnętrzne najlepiej jakby posiadała w swoim składzie poliester, czyli włókna syntetyczne, które powodują, że taka tkanina
 się nie gniecie!
 dobrze chroni przed słońcem!
 a przede wszystkim szybko schnie, ponieważ nie wchłania wody!!!
100% się sprawdziło po pierwszej ulewie, krople deszczy spływały po tkaninie, wystarczyło strzepnąć, a wszystkie krople spadły...
 
powiecie, ale one muszą ohydnie wyglądać, i tu Was znowu zaskoczę, ponieważ tkanina, którą kupiłam przypomina swoją strukturą len naturalny:) więc czego pragnąć więcej...:)
 
 ***
 
ponieważ moja Cichość ma niewielki metraż i zmieszczą się tutaj tylko dwa wiklinowe fotele, stolik i lampion, to przecież nie mogło zabraknąć koszy z lawendą i kilku bibelotów, które tak lubię...
stare, wyszperane gdzieś świeczniki też "upchnęłam", by wieczorami można było oko nacieszyć palącymi się na nich świecami, które ozdobiłam serwetką...
 

 
snopki tegorocznej lawendy...
 
 
serca z mojej Pracowni, które wycięte z dechy 2cm, przetarte wszystkim polecam...

 
skrzydła uszyte przez Dorotkę z Nutki Nostalgii
tymczasowo zawisły na metalowej klatce, która czeka na swoje miejsce...

 
no i wcześniej wspomniana lawenda w wiklinowych koszach, wieczorami upaja swoim zapachem...
niezwykle klimatyczna...

 
ostatnio do Pracowni przywiozłam także szklane świeczniki zwisające na łańcuszkach w kształcie butelki, część już sprzedałam - niebieskie zostawiłam dla siebie, wiszą na belkach i pięknie odbijają światło...
 
 
 
uwielbiam te małe tealighty,
 wyglądają przecudnie kiedy zapada zmrok...

 
 
lampion, który też pochodzi z mojej Różanej Pracowni jest główną
ozdobą mojej oazy ciszy i spokoju... 
 
 
 
miło kiedy w Cichości wszystkie świece są pozapalane i można
odpocząć po pracowitym dniu...
 
  
jak widzicie mam niezłego bzika na punkcie świec...
 cóż uwielbiam je, kiedy zapalam jedną, dugą i kolejną mrok staje się dla nich pięknym tłem,
wtedy królują i można patrzeć w nie i patrzeć ...

***
 
w ogrodzie od jakiegoś czasu kwitną  Hortensje, lekki fiolet wpasował się idealnie w tarasowe tło... 


jak wychylicie się z mojej Cichości możecie zobaczyć z góry cały ogród...
 

***
 
 pisząc ten post przypomniała mi się piosenka "Cisza", Joanny Komorowskiej
z " Domu nad Rozlewiskiem" ...
więc Kto ma ochotę może posłuchać ze mną, a Kto nie, to zapraszam na kolejny post, w którym będzie o spotkaniu u Anitki z NitkaDesign
 
 
 
żegnam Was z mojej Cichości pachnącej lawendą i życzę miłej niedzieli...
 
Buziaki:)
Aga z Różanej
 
 


niedziela, 12 lipca 2015

Miejsce...dla duszy

Witajcie:)
cieszę się, że moja nuda tak się Wam spodobała:)
 czasami nasza kreatywność nas wyprzedza i nie pozwala się nam nudzić...
czytając Wasze komentarze cieszę się, że mój ziołowy ogródek i wianek lawendowy
stał się dla Was inspiracją do działania...
***
 ja dzisiaj już nie o nudzie, dziś o miejscu na które czekałam trzy dłłługie lata,
miejsce, które istniało w mojej głowie od zawsze...
wciąż czytałam o Waszych tarasach, które powstawały jak grzyby po deszczu, niedokończone, ale
już były, zazdrościłam Wam po cichutku i czekałam, czekałam
 mniej lub bardziej cierpliwa na moje miejsce...
 ja owszem mam taras w ogrodzie, jest wielki stół i ławy, ale
 marzyła mi się taka oaza mojej prywatności,
takie małe co nie co tylko dla mnie  i choć dzielę się tym miejscem z moim M i Jagą, to wiem, że
to jest tylko MOJE!!!:)
taki mały egoizm, ale zdrowy:)
po długich oczekiwaniach nastała właśnie ta sobota, kiedy
 zaprzyjaźniony Pan Stolarz o imieniu Krzyś zawitał w nasze progi i
 moje marzenia urzeczywistnił w jedno popołudnie...
to moje miejsce nie jest mega wielkie, taka mała oaza spokoju 2.5m na 2.5m:)
balkon moich Rodziców, zapomniane miejsce...
kiedy zrodził się w mojej głowie pomysł na jego zaadoptowanie, wszyscy pukali się w głowę,
mówiąc, czy to ma sens?
ale co tam ja ?
 kiedy na coś się uprę to jakby miała krew iść z kamienia, czy jakoś tak:)?
 to i tak nie odpuszczę...
pomysł był taki: sama balustrada w krzyżaki, by wszystko pasowało do całości, czyli
 do tarasu w ogrodzie, ławki i ganeczka przed domem...
pomalowane oczywiście na mój ulubiony kolor-nie kolor BIAŁY...
nie zastanawiajcie się nad tym dlaczego biały? przecież to taki niepraktyczny kolor...
pomyślcie, ile rzeczy w naszym życiu tak na prawdę jest praktycznych?
i czy jesteśmy z tego tak do końca zadowolone?
ja poszłam na przekór i nie dałam się zwieść rutynie kolorów, mam co chciałam i już...
powiem Wam szczerze, że drewno trzeba konserwować i nie ma to znaczenia jaki ono ma kolor
ja postawiłam w mojej bajce na biel i bluszcz, którego moi domownicy nienawidzą, bo
to domostwo wróbli, chyba  z całej okolicy ha ha ha ...
 no więc o czym to ja pisałam?
 aha już wiem...
miała być balustrada z krzyżakami, ale im więcej miałam czasu tym
w głowie powstawały kolejne pomysły i...
wymyśliłam sobie, że fajnie byłoby pociągnąć długie belki w górę i zrobić niby daszek,
nie znam się na fachowych nazwach, więc jest jak jest Krzyś-stolarz zrozumiał wszystko:)
i oto mam to co chciałam...

Krzyś - stolarz:)


...główne belki w czterech kątach balustrady są wzmocnieniem dla belek poprzecznych, które w
przyszłości obrosną moją białą Glicynią, która już pnie się ku górze...


na koniec postanowiliśmy zawiesić wieniec symbolizujący zakończenie pracy, zawisł mój ziołowo-lawendowy wianek, który powstał tydzień wcześniej podczas mojej nudy:)



chciałabym, by moje miejsce pachniało lawendą,
by świece tliły się wieczorem, by można było odpocząć po pracy w mojej pracowni...
takie miejsce ...dla duszy




cdn...
***
 z ostatniej chwili...
Kochane moje pamiętacie, że zapisałam się do
Międzyblogowego Kącika Czytelniczego u Pauliny z zielenia
obiecałam przeczytać chociaż jedną książkę w tym roku, nie z lenistwa tylko z braku czasu, ale...
kiedy się kocha coś to trzeba znaleźć czas i tak też robię...:)
mam kilka pozycji, które czekają na mnie i przeczytam choćbym pękła:)
pierwsza pozycja

" Czterdziestka to nie grzech" Basi Smal, o której przeczytałam u Anitki z NitkaDesign
polecała, a że ja już 40 mam za sobą, to chętnie poczytam:)
Basia prowadzi bloga, W środku życia, na którego zapraszam.
 Dziewczyna ma dar , pięknie pisze o szarości dnia codziennego...
 Basia była tak kochana, że podarowała mi egzemplarz - świeżynkę z własnym autografem
DZIĘKUJĘ Basiu:)
 drugą pozycję

 " Utonięcie Rose" Mariki Cobbold, którą otrzymałam od Holly z world by Holly
to kolejna niespodzianka, Holly wyróżniła Różaną Ławeczkę  i tak książka z piękną zakładką trafiła do mnie...

trzecia pozycja



" Historia kotem się toczy" Renaty L. Górskiej, to książka polecana przez moją psiapsiółkę Monikę,
Monika uwielbia czytać," połyka" książki i od czasu do czasu prowokuje mnie do czytania:)

no i ostatnia pozycja, którą sobie sama zakupiłam na własność to


" Dom tęsknot" Piotra Adamczyka

niedziela  była dla mnie łaskawa, wolne w Pracowni, więc mogłam "poblałkować"
i...
czytałam, czytałam " Czterdziestkę..." Basiu walcz, by mogła ujrzeć światło dzienne...
już niebawem recenzja...:)

a teraz zmykam, bo jurto Różana czeka...

a w sobotę...spotkanie międzyblogowe u Anitki z NitkaDesign



Buziaki
Aga z Różanej