poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Tam gdzie mieszka WOLNOŚĆ...o wakacjach w Bieszczadach ...


"Przyjemniej jest mieć ukochane, piękne myśli i przechowywać je w swoim sercu jak skarby.
Nie chcę, by inni je wyśmiewali lub dziwili się im"
                                                Lucy Maud Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza

Witajcie...
pakując się w Bieszczady cieszyłam się jak dziecko...czekałam na nie tak długo...
odległość trochę przerażała i mojego M i mnie...o Jagodzie i Jej Chacie Magoda czytałam od zawsze, był to jeden z moich pierwszych blogów jakie podczytywałam...marzyłam o poznaniu tych Ludzi, którzy szukając swojego miejsca na ziemi odnaleźli je właśnie w Bieszczadach...
chciałam zobaczyć, poczuć i rozkochać się w miejscu, gdzie blask gwiazd jest bardziej intensywny, gdzie mgła o poranku otula swym szalem ramiona gór...
gdzie śni się o wolności...
***
zmęczeni po 9 godzinach drogi w końcu dotarliśmy ...
nie potrafię opisać Wam uczucia jakie ogarnęło mnie w tym momencie, kiedy ujżałam
 Chatę Bojkowską...kiedy moje bose stopy dotknęły ziemi, o której 
czytałam na blogu Jagody i w Jej książce...czułam się jak dziecko...
już wtedy wiedziałam, że będzie to cudowny czas...






























Po Chacie oprowadził nas Maciej, Mąż Jagody......kolejny zachwyt...
wnętrze Chaty było dokładnie takie jak sobie wyobrażałam...zapach starych dech zapierał dech, dosłownie i w przenośni...
każdy element wiązał się ze sobą...wszystko było jednością...
trudno mi o tym pisać, bo naprawdę ogromnie przeżyłam ten czas... rzadko się wzruszam, staram się być twarda, ale to miejsce mnie bardzo rozczuliło...
w dobie zabiegania i ciągłego dążenia do doskonałości tutaj czas wytyczają pory roku...










oglądając zdjęcia, jeszcze dziś mam ciarki na ciele i czuję tamten czas...
przypominam sobie poranki z kubkiem kawy  na progu Chaty...


z widokiem na piękne góry...



...i te kamienne schody, które niosły nas do Chaty ...


nawet poranna mgła sprawiała, że chciało się wstać i witać dzień...


...sierpniowe jabłka też smakują tam inaczej...


...popołudnia i wieczory...



***
Bieszczady to góry, natura i piękno jeszcze tak bardzo nieskalane turystami...
tutaj nikt nie martwi się o "stonki", które zjeżdżają się z całej Polski i zakłócają ciszę i spokój...
tutaj trzeba być pewnym siebie , mięczaki odpadają:)
Ludzie tutejsi nie mają czasu na pogaduchy...starają się żyć obok, choć tak naprawdę nie widziałam tutaj Ludzi goniących za kasą...

Kochamy góry i choć raz w roku musimy pokonać wielkie odległości, by poczuć, że żyjemy...
w Bieszczadach byliśmy po raz pierwszy i na pewno czuliśmy tą inność, np. w porównaniu  z Tatrami...
zieleń i rzadkość widoku skał powodowała, że wzrok odpoczywał...
wspinając się w górę tunelami porośniętych liściastymi drzewami, czuło się bliskość z naturą...
każdy cm drogi był lekiem dla mojego spiętego ciała...brak oddechu dawał znać o mojej słabej kondycji, ale siła wytrwania i zobaczenia piękna, które roztaczało się do góry dopingowała mnie jeszcze bardziej...


Cmentarz na Połoninie Caryńskiej



trasa na Połoninę Caryńską...






piękno Połoniny, zapierało dech...zieleń i niebieski to kolory, które łączyły się w jedno...









droga na Tarnicę, Halicz, Rozsypaniec...7.5h ok.23 km




Krzyź na Tarnicy...









Halicz...







Rozsypaniec...





Smolnik- Cerkiew...



Droga na Wielką Rawkę...


...piękno natury...









...kilka prywatnych fotek, tak dla potomności:)


chłód wody, lek na nasze zmęczone nogi...


trasa z Halicza na Rozsypaniec...



moje Dziecię i nasz pies obronny Gabi:)


zawsze razem:)



droga na Rawkę Wielką...pogoda w górach jest zmienna i o tym musimy pamiętać...

***
dziś kiedy oglądam obrazy, czuję, że znam je na pamięć...mam je wyryte w głowie, sercu, duszy...każdy najdrobniejszy szczegół i...tęsknię...tęsknię za wszystkim...za kawą pitą na progu, za zapachem stuletnich belek, za widokiem mgły unoszącej się o poranku znad gór...tęsknię...

 DZIĘKUJĘ Jagodzie i Maciejowi za przyjęcie nas w swoje progi...
jeszcze raz Dziękuję za piękny prezent, który otrzymałam od Macieja, ale o tym już innym razem...
wiozłam go , a zapach unosił się w całym aucie, dziś czeka na swój czas...:)

żegnając się z Chatą i z Bieszczadami nie mówię Żegnajcie...mówię DO WIDZENIA...


...

...i tak oto minęły kolejne wakacje...czas płynie nieubłaganie szybko...
Jaga od czwartku zaczyna pierwszą klasę Liceum o profilu Psychologia,
 ja jestem już starsza o rok...
sierpień się kończy, zbliża się jesień...
może lepiej odmierzać czas porami roku...?

Pozdrawiam
Aga z Różanej